sobota, 19 października 2013

Człowiek dziś jest, jutro go nie ma.

-Kolba, ty mi powiedź jedno… - blondyn podrapał się po głowie, wpatrując się w uśmiechnięto od ucha do ucha rudzielca. Odchrząknął i kontynuował idąc powoli w jego kierunku.
- … z czego ty się cieszysz? – zatrzymał się jakiś metr od niego, aby wychwycić najmniejsze zawahanie czy też udaremnić ewentualną ucieczkę. Rudy chłopak zaśmiał się niezwykle ciepło. Włożył dłonie w kieszenie spodni i odpowiedział melodyjnie.
- Ze wszystkiego! Ale wydaje mi się iż masz coś innego na myśli, nieprawdaż? – blondyn bez wyrazu skinął głową.
- No bo to mi się kupy nie trzyma. Wiem że jestem nowy, ale… ty jesteś wilkołakiem, co nie? To dlaczego nie masz rodziny czy czegoś takiego? – rudy chłopak ponownie się roześmiał, po czym okręcił wokół własnej osi.
- Mam rodzinę. Bezimienni mówi Ci coś? Ale tak naprawdę, to nie mam prawdziwej rodziny. Mam tylko przebłyski. Krew, dużo dzieciaków, zakonnice, masakra. A później ulica i ulica i ulica. Aż do momentu, gdy dokładnie trzy lata temu znalazłem moją nową rodzinę. – blondyn wyglądał na trochę zdekoncentrowanego. Zmarszczył brwi.
- Masz przecież osiemnaście lat… Czyli byłeś już tutaj mając lat piętnaście? Jak ty właściwie się nazywasz? – podrapał się po głowie, na co rudy chłopak zaśmiał się donośnie. Ruszył w kierunku drzwi, idąc tyłem, tak aby móc puścić oczko mężczyźnie.
- Zgadza się, mam już osiemnaście lat. I tyle do szczęścia powinno Ci wystarczyć~- powiedziawszy zniknął błyskawicznie za drzwiami, ze swoim dźwięcznym śmiechem.


"Jestem nierozgarnięty. Powtórz jeszcze raz."
- Nie dam rady z Tobą wytrzymać. Jesteś wilkołakiem… - ten tajemniczy głosik dobiegający zewsząd, który głodzi zmysły i budzi niepotrzebne wspomnienia. Rudy chłopak rozejrzał się po pustym pokoju. Nic nie widział. Znowu głos się odezwał, tym razem brzmiąc bardziej kobieco.
- Jesteś inny. Jesteś nienormalny. Jesteś gorszy. Zapamiętaj tą lekcję. – uklęknął rozglądając się w koło i próbując dostrzec kogokolwiek. Wyczuć zapach, poczuć podmuch wiatru, cokolwiek. I znowu te dziwne obrazy przewijające się przed oczyma z rozdzierającym krzykiem błagającym o litość. Krzyczały kobiety, mężczyźni, dzieci… Widział krew, morze krwi. Blady księżyc. Zapłakane dziecięce twarze. Czuł ten chłód gdy biegł ulicą i zabijał kolejne osoby. Czy to jego wspomnienia? Teraz siedzi wśród ciał, w pokoju pełnym łóżek. Skulony płacze głośno. Nie rozumie co się stało, nie wie dlaczego wszystko go boli, dlaczego wszyscy nie żyją. Wtedy go uderza iż to On ich zabił. Krzyczy ze wszystkich sił, zdzierając sobie gardło.
Znowu budzi go jego własny krzyk. Wyciera mokre oczy i policzki, po czym patrzy na łzy z pogardą. Zupełnie jakby były jego największym wrogiem. To tylko koszmar. Monotonny koszmar, który pojawia się niemal codziennie. Zwinął się w kłębek, wypatrując wschodu słońca. Wtedy wstanie. Uśmiechnął się delikatnie. Zobaczy się z Bezimiennymi. Pójdzie do swojej ulubionej chińskiej dzielnicy, popatrzeć na te kolorowe światła. Odwiedzi klub w poszukiwaniu przyjaciela, który zapewne ponownie będzie zapijał smutki. A wieczorem, przejdzie się na te puste pola, z dala od świateł ulicy, aby w spokoju podziwiać mieniące się niebo, tysiącem gwiazd. Gdy zasypiał na nowo, już uśmiechał się niezwykle ciepło. Wystarczyło tylko przypomnieć sobie swoje życie. Swoją teraźniejszość. Aby ponownie móc szczerze się uśmiechnąć.


 
"Księżyc - boję się go."
Luca van Houten || Rudy wilkołak od urodzenia|| Osiemnaście lat fizycznie i psychicznie || Łatwiej go znajdziesz po ksywie „Kolba” || Wiecznie wesoły i radosny || Z charakterystycznym błyskiem w zielonych tęczówkach ||Przed pełnią, ucieka w las lub zamyka się w starym bunkrze || Rozgadany || Wszędobylski || Należy do gangu Bezimienni ||

„Jednak gdy wielu się wycofa z tej niesamowitej gry, ja wciąż będę walczył. O to co jest ważne. O to co szalone. O to o czym inni nawet nie pomyślą. Przecież kiedyś muszę zająć chociażby drugie miejsce, czyż nie tak?”

Nic dodać, nic ująć  -  Nie zawsze jest tak, jakbyśmy chcieli  


~~~~~~~~~~~
A więc Kolba wita >D Karta może ulec małej zmianie. Tak na w razie czego piszę. Ostrzegam i zastrzegam. Ah, no i zapraszam!


18 komentarzy:

  1. [Witaj ;) Może, może, może wątek!]

    OdpowiedzUsuń
  2. [ Może być i pub! A co mi tam. Zaczniesz czy ja muszę?]

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Ja też się witam grzecznie. I wielbię za rudą postać ^^ ]

    Harold

    OdpowiedzUsuń
  4. [ No właśnie nie mam weny... Tak długo nie byłam na żadnym blogu, że ciężko mi nawet ją znaleźć ;(.]

    OdpowiedzUsuń
  5. [ Może jakieś bardziej przyjemne miejsce aniżeli tylko bar ? xD Jakiś sklep, albo park, albo najzwyczajniej w świecie - jakaś boczna uliczka czy coś :3 ]

    Harold

    OdpowiedzUsuń
  6. [ Z racji przywracania się do jakiego takiego życia - witam ładnie i wątek proponuję C: ]

    Nicolau

    OdpowiedzUsuń
  7. [ To się nazywa wykorzystywanie z premedytacją xD ]

    Dzisiejsza noc była wyjątkowo udana. Czterech, niezbyt inteligentnych osobników przeszło na drugą stronę i to bez zbędnej szarpaniny. Ha! niemalże z ulgą przyjęli fakt, że Harold po nich przyszedł. I tak mogłoby być zawsze.
    Z uśmiechem wszedł w jakąś boczną uliczkę, tym samym skracając sobie powrotną drogę do domu. Jasne, mógł się tam po prostu przenieść, ale noc była wyjątkowo piękna, a on nabrał ochoty na spacer. Szedł więc wolny krokiem delektując się nocnym chłodem. Z początku nawet nie zwrócił uwagi na postać siedzącą pod ścianą jednego z budynków. Dopiero gdy potknął się o nogę tego kogoś i z głuchym hukiem upadł na mokry beton, dopuścił do siebie myśl o obecności kogoś jeszcze w tym ciemnym zaułku. Podniósł wzrok na bezczelnego stwora z ogromnym trudem powstrzymując niezbyt kulturalną wiązankę.

    Harold

    OdpowiedzUsuń
  8. Niemal od kiedy wszedł do tego cholernego pubu miał wrażenie, że ktoś na niego patrzy... Nie podobało mu się to uczucie, nie lubił być w centrum czyjegoś zainteresowania. Nie w takich miejscach.
    Z cichym westchnieniem podszedł do baru i po prosił piwo jabłkowe. Nie lubił zwykłych piw... Nie kiedy nie chciał się specjalnie upić. Może następnym razem weźmie tamte... Kto wie?
    Sączył spokojnie piwo, dalej czując na sobie czyjeś spojrzenie. Z westchnieniem skończył je i rozejrzał się petentem, którego spojrzenie tak go irytowało. Gdy znalazł go ruszył do jego stolika by łagodnie się oprzeć o niego rękami.
    - Przepraszam, ale może Pan się na mnie tak nie gapić? Czuję się niekomfortowo...- oznajmił spokojnie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Bywały takie dni, kiedy w biznesie magicznym ruchu nie było w ogóle. Dni te zdarzały się zdecydowanie zbyt często, żeby możliwe było normalne funkcjonowanie. Ale przynajmniej Nicolau mógł nieco ogarnąć swoje kawalerskie mieszkanie. Wyrzucić niepotrzebne rzeczy. Ugotować sobie coś lepszego niż wystarczający na tydzień garnek gulaszu ze wszystkiego, co zdawało się być jadalne.
    Ale nie, Nicolau absolutnie nie zamierzał się ogarnąć. Wyczerpał całą swoją motywację na zrobienie prania i rozwieszenie takowego na podwórku. Teraz tylko siedział i takowego pilnował - nigdy nie wiadomo, czy ktoś się na, nieco zużyte po prawdzie, ale wciąż dobre koszule czy spodnie nie połasi. Toteż Nicolau siedział sobie na schodach oficyny, gryząc ustnik fajki - nie było go chwilowo stać na papierosy, więc próbował chociaż w ten mierny sposób oszukać nikotynowy głód. Dziwna rzecz, nie zwracał uwagi na to, że na zewnątrz jest tak jakby... nieco zimno. Tak, ze z czystym sumieniem można by kurtkę założyć albo coś.
    Cóż, najwyżej się zaziębi. Kurtka właśnie wirowała w pralce.

    OdpowiedzUsuń
  10. Spojrzał na niego i widząc jego uśmiech po prostu westchnął głęboko.
    - Nie ma sprawy...- oznajmił po chwili milczenia i opadł na krzesło.- Po prostu nie lubię gdy ktoś się tak na mnie gapi... Mam wrażenie, że próbuje o mnie się dowiedzieć o wiele więcej niż powinien.- dodał.
    Siedział tak w miejscu przez chwilę by dopiero wtedy zorientować się, że nawet o pozwolenie nie zapytał.
    - Czy będzie Panu przeszkadzało jak będę tu siedzia?- zapytał ze spokojnym uśmiecheml, dzięki czemu wyglądał niczym mały chłopczyk.- Dzisiaj jest tłok, a pan wygląda tutaj na najsympatyczniejszą osobę...- dodał i poprawił swój czarny płaszcz lekko.

    [ Wybacz za te moje odpowiedzi krótkie, ale dopiero baaardzo powoli wraca mi wena ;).]

    OdpowiedzUsuń
  11. Spojrzał na jego dłoń po czym uścisnął ją.
    -Anyone. Miło poznać.- powiedział z uśmiechem i zbliżał lekko wartę.
    Zaśmiał się lekko słysząc jego pytanie, a następnie wyjaśnienie. Poprawił się lekko na krześle i ogarnął koszyk swych włosów z młodej twarzy..
    - Mieszkam niedaleko stąd, jakieś piętnaście minut drogi stąd od drzwi idąc w prawo.-oznajmił lekko.- Czasem tak mam ale bardzo rzadko.- dodał

    [Nie wiem jak długość ale piszę że smartfona ojca i nie umiem ocenić xd]

    OdpowiedzUsuń
  12. [To ja sie przywitam :)]

    Las'sair

    OdpowiedzUsuń
  13. Czy ten chłopak postradał zmysły?
    Spoglądał na nieznajomego z czystym niedowierzaniem, gdy tamten pomógł mu podnieść się z zimnej ziemi. Harold machinalnie otrzepał kolana, wymamrotał całkowicie niewyraźne " Dzięki " i już w sumie miał iść, wymazać z pamięci to jakże psujące dalszy wieczór zdarzenie ale zapach, który wydawał z siebie młody chłopak był zbyt intensywny.
    Żniwiarz z umiarkowanym zainteresowaniem spojrzał na chłopaczka wdychając raz jeszcze tę dziwaczną mieszankę. W końcu mruknął, w gruncie bardziej do siebie, niż do kogokolwiek innego.
    - Pachniesz pijanym kundlem.
    Oczywiście jeśli można uznać, że kundle pachną. Mimo wszystko, nie był to najgorszy zapach jaki dane mu było czuć. Zazwyczaj wilkołaki pachną mniej korzystnie. Ah tak, młody, trzeźwiejący wilkołak. Harold uśmiechnął się półgębkiem, kręcąc głową. Ciekawe do jakiej sfory należy to dziecko.
    Eh, ta dzisiejsza młodzież.

    Harold

    OdpowiedzUsuń
  14. Przytaknął lekko obrzucając chłopaka wręcz karcącym spojrzeniem. Te dzikusy chyba nigdy się nie nauczą. I nieważne, jak wiele razy Harold będzie powtarzał pobratymcą tego młodego, że powinni być trochę bardziej ostrożni, że mięśnie i kły to nie wszystko, te wyjące do księżyca stworzenia i tak są pełne dumy. O ironio!
    - Nie przeszkadza. Na tysiące wilkołaków, które miałem okazje spotkać, tylko jeden pachniał lepiej od ciebie. Co nie zmienia faktu, że nie mam zamiaru sterczeć tu i cię wąchać. Podobno jestem wariatem, ale chyba nie aż takim.
    Wzruszył beznamiętnie ramionami przenosząc wzrok na niebo. Było wyjątkowo bezchmurne, a i wysokie zabudowania nie zasłaniały dziś tego czarnego całunu. Niezliczona ilość małych, skrzących się punkcików tkwiła nad ich głowami błyszcząc, spadając, przyjmując czyjeś życzenia. Przeniósł wzrok na jedno z okien jakiejś rozpadającej się rudery i uśmiechnął się krzywo. Wbił ręce głębiej w kieszenie kurtki i, nie patrząc na chłopaka, rzucił bez jakichś większych emocji.
    - Jeśli nie jesteś jednym z tych młodych wilkołaków-samobójców, to radzę ci zmienić miejscówkę i iść trzeźwieć gdzie indziej. Wampiry, które mieszkają w tamtym budynku - tutaj znacząco spojrzał w stronę rudery - raczej nie przepadają za takimi jak ty. Znaczy, podobno przepadają aż za bardzo. Więc, jeśli tu zostaniesz, istnieje szansa, że spotkamy się raz jeszcze i to szybciej niż myślisz. - po raz kolejny wzruszył ramionami, strzepnął z ramion niewidzialne drobinki kurzu i wolnym krokiem ruszył w stronę wylotu z zaułka.
    Haro mógł pozwolić wampirom by dobrały się chłopakowi do sierści. Kolejny klient zdecydowanie poprawiłby mu statystyki. Ale miał dziś wyjątkowo dobry dzień i o, taki akt łaski z jego strony.
    Co nie zmienia faktu, że ten głupi, młody szczeniak sam naraził się na niebezpieczeństwo.

    Harold

    OdpowiedzUsuń
  15. Jeśli było coś o co Luca mógł być pewnym, to stanowczo tego, że Anyone nie będzie się bił : sam bowiem nie miał w zwyczaju swym zachowaniem i słowami prowokować do bójek, a nawet gdy jakiś chojrak go zaatakował, to po krótkiej chwili uciekał w obawie o swoje życie przed wściekłą Mantykorą.
    Gdy usłyszał jego pytanie, a następnie wyjaśnienie pokiwał głową ostrożnie.
    - Pij do woli, u mnie masz zapewnioną bezpieczną drogę do miejsca zamieszkania swego prprzyjaciela.- oznajmił lekko, po czym machnął na barmana ręką, by ten dal coś mocniejszego jego towarzyszowi.
    Gdy usłyszał jego wyznanie o cierpieniu przez niego na likantropię zaśmiał się tylko pod nosem, jakby go coś niezmiernie śmieszyło.
    - Wilkołak?- uniósł lekko prawą brew do góry.- Wiedziałem, że coś mi tu... Wilczo pachnie.- stwierdził łagodnie, po czym spokojnie oparł się o oparcie krzesła. - Cóż, ja raczej nie powiem czym dokładnie jestem, bo zapewne ty się mnie przerazisz niż niektórzy ludzie tobą, ale wiedz że mimo swego niewinnego wyglądu jestem potworną bestią.- wyznał.

    [Wybacz moje nieodpisywanie, ale zaczął się czas sprawdzianów i że wszystkiego mam sprawdziany i kartkówki]

    OdpowiedzUsuń
  16. Szczerze mówiąc, to pana wiedźmę nieco zatkało. Po prostu nieczęsto zdarza się, żeby ktoś do niego przychodził i na dzień dobry uraczył aż tak długą wypowiedzią. I tyloma szczegółami co do powodu wizyty. Toteż umysł Nicolau wychwycił trzy najważniejsze informacje - coś się dzieje, lekarza niet i, oczywiście, urocze słówko "wilkołak". Że jego potencjalny pacjent takowym jest. Niby nie powinno go to jakoś specjalnie obejść, ale wilkołaki bywają problematyczne. Zwłaszcza, gdy się orientuje w ich funkcjonowaniu tylko tyle, że raz na czas porastają futrem i mordują. I że takie zachowanie implikuje pełnia. Nieco niekomfortowo czuje się człowiek, nie wiedząc, jaka kwadra księżyca teraz wypada.
    - Można było iść do weterynarza - stwierdził, wyjmując fajkę z ust. Nieśmieszne żarty zawsze na miejscu, zwłaszcza, jak człowiek czuje się troszkę niepewnie. I jeszcze kątem oka musi zerkać na swoje pranie. - No ale, co będziemy tak na schodach gadać - podniósł się i wskazał na drzwi do mieszkania. - Zapraszam.

    OdpowiedzUsuń
  17. Ten rudzielec był dziwny. Irytował ją. Coraz bardziej trwała w przekonaniu, że ten jego uśmiech to gra pozorów, maska pozwalająca na przejęcie kontroli, bawienie się uczuciami, że jego osoba jest jednym wielkim kłamstwem. Właściwie to już odruchowo przypisywała każdemu człowiekowi jak najwięcej złych, negatywnych cech, bo wierzyła, że innych ludzi w tym mieście nie ma. Kolba nie był wyjątkiem. I z jakiegoś powodu ją zdenerwował.
    Prawdopodobnie ubzdurała sobie, że rudzielec chce wpłynąć na jej psychikę i zwyczajnie zmanipulować, a teraz się przed tym broniła. Weź tu zrozum kobietę.
    - Czemu do cholery się cały, kurwa, czas śmiejesz? – warknęła. Miała ochotę go popchnąć, kopnąć, walnąć, cokolwiek. Po jego dalszych słowach wywróciła oczami. – Sama jestem w stanie to wywnioskować – prychnęła. – Tylko po co to wszystko? – wtrąciła szybko, więc jej słowa mieszały się ze zdaniami rudzielca.
    Spięła mięśnie. Powoli zaczynało być jej zimno, ale nie miała zamiaru tego okazać. Uparta baba. Trzymająca się swoich postanowień będzie konsekwentnie przy nich trwać, nawet kiedy jej zachowanie będzie wydawać się głupie i pozbawione sensu. W sumie nie dbała o to, bardziej liczyła się dla niej własna duma.
    - Co? – palnęła, niewiele myśląc.
    Wspomnienie o jej bracie spowodowało skruszenie się maski, pozwoliło ujrzeć jej prawdziwe uczucia. Skoro rudy teraz powiedział o Mufinie, to oczywistym było, że ten długowłosy facet naprawdę był jej bratem. Tak naprawdę nie wiedziała, co o tym myśleć. Jeśli trzymałaby się swoich przekonań, według nich Kolba kłamie, żeby uzyskać oczekiwany efekt manipulacji. Ale, kurczę, to niemożliwe, żeby siostra nie poznała własnego brata…
    Pokręciła głową, odbudowując strukturę maski. Już miała mówić coś w swojej obronie, już chciała coś odpyskować, już… została tyknięta. Code zrobiła bardzo dziwną minę, świadczącą o jej zdezorientowaniu i wyglądała, jakby patrzyła na Kolbę jako uciekiniera z psychiatryka. Warknęła cicho pod nosem i odsunęła jego rękę od swojej głowy. Dotyk nadal dla niej był absurdalny.
    - Spierdalaj. – Zgromiła go wzrokiem po kwestii o spinaniu się. Milczała przez chwilę, wyjątkowo nie wcinając się w jego słowa. – O nic nie chodzi – mruknęła, kiedy skończył. – Skoro cały czas z nim jesteś, powinieneś wszystko wiedzieć.
    Odeszła kawałek, żeby oprzeć się plecami o ścianę i zapalić papierosa. Zaciągnęła się mocno, a dym wypuściła leniwie, chcąc nie chcąc obserwując jak się rozmywa. Podświadomie coś mówiło jej, żeby patrzeć przeciwną stronę od Kolby, ale jakoś specjalnie nie stosowała się do złotej porady umysłu.
    - Wielki pan, gangster i mafioza się boi spotkać z siostrą? – zagadnęła, spoglądając na rudzielca i unosząc brew w zdziwieniu. – Nie wierzę. | Code

    OdpowiedzUsuń